Rozdział IV
Sebastian przyglądał się jej gdy wychodziła ze szkoły... w towarzystwie tego świra- Andy'ego. Nie rozumiał w jaki sposób Carmen w ogóle go znosi, przecież ten koleś ślini się na jej widok. -Muszę za nimi pójść w razie gdyby ten napaleniec się na nią rzucił - pomyślał Seb i bezszelestnie poszedł w ślad za nimi.
- Andy ? - zwróciłam się do niego.
- Tak ? - zapytał uśmiechając się szeroko.
- Masz może?... w sumie to nic... zapomnij o tym - powiedziałam speszona. Chyba coś mi się pomieszało, jeszcze pomyśli, że zwariowałam. Przestań robić z siebie pośmiewisko. Carmen, chcesz wszystko zepsuć ? - skarciłam się w duchu.
- Nie, proszę powiedz mi, nie będę cię osądzał. - powiedział Andy kładąc mi rękę na ramieniu. Westchnęłam głośno.
- Masz może wrażenie, że ktoś nas obserwuje ?.- powiedziałam cicho po czym na chwilę umilkłam - Słyszałam coś w trawie, o tam... - i pokazałam na wielką kępę trawy, w której ludzkie oko nie mogłoby dostrzec nic.
- Cholera - zaklął cicho Seb - ona mnie słyszy - pomyślał lękliwie. - Muszę być bardziej ostrożny. - upomniał się Seb. Powoli i cicho chłopak zaczął skradać się do rowu, w którym na szczęście nie dostrzegł wody. Od tej chwili trzymał się od nich znacznie dalej, ale słyszał jeszcze ich głosy, teraz jakby szepty. Miał doskonały słuch.
- Nie, nic nie słyszałem, to pewnie wiatr albo... jakiś zabłąkany pies. - powiedział uspokajająco Andy - Przy mnie nie musisz się bać - dodał i przyciągnął mnie delikatnym ruchem do siebie, tak, że szliśmy w objęciu.
- Andy, wyjaśnijmy sobie coś - powiedziałam stanowczo, odpychając go od siebie - Nie jestem tobą zainteresowana, to po pierwsze. Po drugie przecież masz dziewczynę. Kiedy zamierzałeś powiedzieć mi o Amandzie, ładnie to tak się lepić do innej dziewczyny za jej plecami ? - zapytałam i zerknęłam na Andy'iego, który teraz przybrał minę zbitego psa.
- Słuchaj Carmen... - rzekł i na chwilę zamilkł, przyglądałam się jak z trudem próbuję sklecić jakieś sensowne zdanie - Amanda coś sobie ubzdurała. Rzuciłem ją tydzień temu, to koniec. The end ! Przeszłość, uwierz mi. Nie byłoby mnie tu teraz z tobą. Martwi mnie bardziej to, że ci się nie podobam. Naprawdę nie dasz się zaprosić chociażby do kina ? Może jako kumple, jakoś przeżyję. - zakończył bez cienia jego promiennego uśmiechu na twarzy.
- Jako kumple ? I nic poza tym ? - upewniłam się.
- Masz moje słowo - powiedział po czym uśmiechnął się blado.
- Jeśli tak to zgoda, ale jak mówiłam ten weekend mam zajęty... co powiesz na przyszły piątek, zaraz po szkole ? - zapytałam.
- Wybornie - powiedział Andy i wyszczerzył zęby.
Wybornie ? Kto tak teraz mówi ? No cóż, może Mabrlehead to zapadnięta dziura, jak już dawno podejrzewałam. Oni widocznie zostali w tyłu o kilka epok. Zatrzymali się chyba na średniowieczu- pomyślałam i uśmiechnęłam się do swoich myśli. Kilka minut później znaleźliśmy się pod moim nowym, pomalowanym na czerwono domem gdzie Andy na pożegnanie wpadł mi w ramiona. Niech mu będzie- pomyślałam. Koledzy też mogą się od czasu do czasu uściskać. Po kilku chwilach, które ciągnęły się w nieskończoność Andy wypuścił mnie ze swoich objęć i odszedł machając na pożegnanie. Dziwny chłopak - stwierdziłam i z uśmiechem na twarzy ruszyłam do drzwi wejściowych. W oknie zauważyłam głowę taty. Tego jeszcze brakowało, moje usta szybko zamieniły się w odwróconą do dołu podkówkę. Wiedziałam co się tu święci, długie i męczące przesłuchanie. Ta myśl odebrała mi resztki dobrego humoru z dzisiejszego dnia. Dzięki kochani rodzice !
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
*** Dziękuję wszystkim za komentarze ***